środa, 8 maja 2013

[2] Summer Love





Tytuł: Summer Love (Wakacyjna miłość)

Autorka: @matrioszkaa 

Paring: Larry Stylinson (Louis Tomlinson i Harry Styles.)

Gatunek: Romans

Ilość słów: 2 244

Ilość stron: 8

Opis: „Wakacyjna miłość zaczęła się i nic nie zapowiadało tego, by miała się skończyć.”

Od autorki: jeden z… chyba trzech/czterech one-shotów napisanych specjalnie dla mojej pierwszej czytelniczki. Dla osoby, która motywuje mnie do opisania, szczerze mówi co sądzi, o kolejnych opowiadaniach, która po prostu jest i nie zamierza mnie zostawić. Dla Angeli. Miałam go nie wstawiać, ale jak widać zrobiłam inaczej. 


***



Tej nocy znowu nie może spać. 

Tej nocy ponownie przeżywa wszystko od nowa i od nowa i od nowa. 

Leżąc w swoim łóżku, co chwilę wpatrując się w telefon na tapecie, którego ma ustawione Jego zdjęcie, pozwala swoim myślą cofnąć się do wakacji, które w jego mniemaniu były najlepsze w całym życiu. Katuje sam siebie, wiedząc czym to się skończy. 

Ale inaczej nie potrafi. 

Nie chce, bo tylko wspomnienia pomagają mu przeżyć ból, jaki odczuwa, gdy tylko przypomina sobie Jego uśmiech, szaroniebieskie tęczówki, potargane przez wiatr jasnobrązowe włosy. Tylko zdjęcie w telefonie, umie ukoić jego ból na tyle, by nie cierpiał, aż tak mocno. 

Chce przestać patrzeć, ale nie umie. 

Jego wzrok mimowolnie wciąż przesuwa się po zdjęciu wakacyjnej miłości. Pierwiastka szczęścia, jakie zaserwował mu szatyn. Nie chce o tym tak łatwo zapomnieć. W końcu o szczęściu powinno się pamiętać, prawda? Nawet jeśli wie, że już nigdy go nie spotka. Nawet jeśli zdaje sobie sprawę, że to była ulotna chwila. 

Nie powinien zapomnieć. Nie mógł

To jest silniejsze od niego. Imię jego kochanka wyryło mu się zbyt mocno w myślach, by tak po prostu ustąpić miejsca czemuś innemu. Zbyt mocno się do Harrego przyczepił, by teraz puścić. 

A on nie ma nic przeciwko, bo dla niego były to najpiękniejsze chwile w życiu. 



Kolorowy latawiec zaplątał się w wokół jeden z gałęzi drzew otaczających niewielki plac zabaw, na który Harry przyszedł zaraz po zjedzeniu śniadania z rodzicami. Nie chciał iść z nimi na spacer po okolicy, która przy okazji wydawała mu się niesamowicie nudna. Wybrał miejsce na pozór spokojne, a jednocześnie miłe i urocze, by w spokoju, bez narzekań rodziców, którzy gotowi byli do wymyślania kolejnych rozrywek, pomyśleć, czy odetchnąć. Usiadł na wolnej ławce, z słuchawkami w uszach, puszczając jedną z tych spokojnych piosenek, które idealnie nadawały się do medytacji, a nawet drzemki. Przymknął powieki na dosłownie kilka minut, gdy w jego głowie rozległ się, łamiący serce, płacz dziecka. Szybko rozchylając powieki, całkowicie zignorował oślepiające go słońce, rozglądając się po okolicy w poszukiwaniu źródła płaczu. Mała dziewczynka, stała nieopodal wysokiego chłopaka, który bezskutecznie próbował dosięgnąć kolorowy, poplątany latawiec. Dziewczynka szarpała nogawkę chłopaka, domagając się nie tyle uwagi, co swojej zabawki. Harry ociężale podniósł się z miejsca, chowając słuchawki w głąb kieszeni jeansów. Automatycznie poprawił włosy, które i tak żyły swoim życiem i podszedł do nich. 

- Może pomóc? – zaproponował grzecznie, ściągając na siebie uwagę chłopaka, który stając na palcach, zachwiał się i gdyby nie Harry z pewnością, upadł by. – Coś marnie ci idzie, ściganie tego latawca – zauważył ze śmiechem, podnosząc dziecko do góry, które zaskoczone pisnęło na ten gest. 

- Tak, no cóż nie wszyscy mają dwa metry wysokości – zironizował nieznajomy, zauważając znacząc różnicę w ich wzroście. – Powiesz mi, co robisz z moją siostrą? 

- Nie pomyślałeś by umieścić ją na swoich barkach by ona spróbowała sięgnąć po latawiec, prawda? – odparł pytaniem na pytanie, kierując się z dziewczynką centralnie pod latawiec, którego sznurek zwisał kilka centymetrów nad ich głowami. Niestety jej rączki okazały się za małe, przez co kolejna próba ściągnięcia latawca skończyła się niepowodzeniem. – Hej, nie płacz, mała – powiedział spokojnie, stawiając ją z powrotem na ziemię, uśmiechnął się do niej łobuzerko, ukazując dołeczki w kącikach ust – jakoś go ściągniemy. 

- Jakoś? – podłapał nieznajomy, przyglądając się im z boku. – A jak chcesz to zrobić? 

- Wdrapać się na to drzewo – powiedział prosto, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Chłopak spojrzał na niego jak na wariata, kręcąc przecząco głową. – Jeśli masz inny pomysł, to chętnie go usłyszę. 



Harry jęczy na to wspomnienie. Nie chce do tego wracać. Nie chce pamiętać jak to się zaczęło. Z drugiej strony, gdyby nie ta sytuacja, nie przeżyłby najpiękniejszych chwil w swoim życiu. A to już chce pamiętać. Chce móc bez problemu wracać do tego, jak zaczęła się ta znajomość, która w przeciągu kilku dni, przerodziła się w coś naprawdę pięknego. Pragnie codziennie wracać do tego, jak Go poznał. 



Nieznajomy popatrzył na niego sceptycznie, ale nie zaoponował, kiedy Harry oddawszy mu swój odtwarzacz, zaczął wdrapywać się na drzewo, które w żaden sposób nie ułatwiało mu postawionego sobie zadania. Nie patrzył w dół, wiedząc, że pomimo braku lęku wysokości, poczuje strach. A o tym marzył teraz najmniej. Nie chciał się bać. Chciał oddać dziewczynce jej zaplątany latawiec, wrócić na ławkę i odpocząć. Słyszał jak nieznajomy pociesza swoją siostrę, która musiała się z nim podzielić lękiem o Harrego, chociaż praktycznie go nie znała. Tak samo jak Harry ich, więc czemu narażał siebie na jakiekolwiek obrażenia? 

Czemu w ogóle zaproponował pomoc? 

Jest aż tak dobry? 

A może naiwny? 

Czemu kiedy w końcu znalazł się na odpowiedniej gałęzi i słyszy wesoły okrzyk dziewczynki, sam mimowolnie się uśmiecha? 

Nie wiedział, ale kiedy wraca z powrotem na ziemię i oddaje zgubę, nie może, nie odwzajemnić uścisku jaki daje mu dziewczynka. 

- Jestem Daisy, a to mój starszy brat Louis – przedstawia im sobie, poczym znika, jakby w ogóle jej tam nie było. Harry długo patrzy w ślad za dziewczynką, dopóki jego wzrok nie przenosi się na Louisa. 



Harry podnosi się z łóżka, gdy przypomina sobie jak poznał imię swojego kochanka. Mała, urocza Daisy. Gdyby nie ona, nie wiedziałby jak potem się zachować. Tak naprawdę zawdzięcza jej naprawdę wiele. Gdyby tak teraz mógł jej podziękować? Ale czy ta mała dziewczynka zdawałaby sobie sprawę, za on jej dziękuję? Czy wiedziałaby, że to dzięki niej, Harry miał najlepsze wakacje? Czy było możliwym, by przeczuwała jak akcja z latawcem może się skończyć? Z pewnością nie. Miała tylko osiem lat. Dzieci w tym wieku, może i widzą inaczej niektóre rzeczy, ale na pewno nie przewidują przyszłości. Nie mogła więc zdawać sobie sprawy z rozwinięcia sytuacji. 

Wychodzi z pokoju, przechodzi pogrążonym w mroku korytarzem, by następnie trafić do chłodnej kuchni. Nie przeszkadza mu to. Lubi czuć zimno. Włącza małe światełko nad kuchenką, napełnia czajnik wodą i wstawia na gaz. Do swojego ulubionego kubka wrzuca torebkę herbaty i siadając na blacie, czeka na wodę jednocześnie wracając do wakacji. 



- Naprawdę nie musiałeś tego robić… - zawiesił głos, zdając sobie sprawę, że nie zna jego imienia. Kąciki ust Harrego powędrowały lekko ku górze, kiedy Louis wpatrywał się w zielone tęczówki z lekką dozą niepewności. Chciał mu się przedstawić, ale z drugiej strony, bardzo ciekawiło go, jak wybrnie z tej sytuacji. Tak więc milczał, obserwując jak usta Louisa rozciągają się w uśmiechu -… nieodpowiedzialny dzieciaku – dodał, a wyraz jego twarzy, Harry śmiał mógł zakwalifikować do tych triumfujących. 

- Ciekawie wybrnąłeś, Louis – zauważył ze śmiechem Harry, klepiąc go po ramieniu gdy go mijał. – Mam nadzieje, że podobne sytuacje już nie powtórzą. Płacz Daisy jest przerażająco smutny. 

- Czekaj! – zawołał, w ostatniej chwili łapiąc go za nadgarstek. Harry zaskoczony spojrzał na miejsce, w którym ich skóra się połączyła, nie umiejąc ukryć uśmiechu. – Poznam chociaż twoje imię? 

- Hmmm… może tak? – popatrzył mu w oczy, które od tamtego momentu, stały się dla niego przekleństwem. Niespodziewanie wpadł w nie, jak śliwka w kompot. Nie wiedział ile czasu upłynęło, nim nie dodał – a może nie. 

- Nie lubisz swojego imienia? 

- Możliwe – wzruszył ramionami, czując dziwną satysfakcję ze słownej zabawy z nim. 

- Więc dopóki nie zdradzisz mi swojego imienia, będę wołał na ciebie, Curly. 

- Wierzysz, że jeszcze się spotkamy? Może mnie jutro już tutaj nie być. 

- Wierzę – powiedział poważnie, puszczając jego dłoń. – Do zobaczenia jutro, Curly. 



Kiedy czajnik informuje go, o zagotowaniu się wody, zeskakuje z blatu i zalewa torebki herbaty wrzątkiem. Z gotowym napojem wraca do pokoju, gdzie siada na parapecie, mocno łapiąc kubek w swoje dłonie, ogrzewając je. Przenosi wzrok zza okno, z zaskoczeniem zauważając, że coraz bliżej do świtu. Na szczęście rozpoczął się weekend, więc nie musi martwić się nieprzytomnością w szkole, czy nieodrobionymi zadaniami, do których wciąż nie usiadł, bo nie miał na to najmniejszej ochoty. Zapach imbiru jaki unosił się z jego kubka, przypomniał mu o kolejnym spotkaniu niebieskookiego szatyna. 



- No kto by pomyślał, że trzy dni po naszym pierwszy spotkaniu, spotkam cię na tym samym miejscu z kubkiem herbaty – rzucił wesoło Louis, bez pytania dosiadając się do niego. Harry podciągnął nogi pod samą brodę, opierając się o nie, w dłoniach zgniatając po połowy opróżniony tekturowy kubek z zieloną herbatą z dodatkiem imbiru. – Wyglądasz na… zmęczonego. Stało się coś? 

- Jestem po prostu niewyspany – mruknął cicho – a jak u ciebie, Louis? Daisy wciąż bawi się tym latawcem? – płynnie zmienił temat, nie chcąc tłumaczyć się z tego jak wygląda. 

- No coś ty! – Louis zaśmiał się donośnie, zwracając na siebie uwagę kilkorga dzieci, które bawiły się nieopodal nich. – W przeciągu kolejnej godziny znalazła sobie inną ulubioną zabawkę. Dzisiaj jest to moja deskorolka. 

- Dałeś dziecku deskorolkę? 

- Jeśli nie chciałem by płakała, nie miałem wyjścia – wzruszył ramionami – a jak u ciebie, Curly? Co robiłeś? Wspinałeś się na jakieś drzewa? 

- Nie miałem powodu by to robić – powiedział cicho, biorąc łyk herbaty – głównie słuchałem muzyki i… myślałem – dodał ciszej. 

- Nad czym taki dzieciak może myśleć? 

Harry nie odpowiedział mu. Zamiast tego podarował mu nienaganny uśmiech, a wstając z miejsca, zostawił po sobie kubek z resztkami herbaty. Louis nie wołał go. Domyślał się, że on i tak się nie zatrzyma. Chciał roztaczać wokół siebie nutkę tajemniczości i Louis mu na to pozwalał. 



Harry żegna mamę, która wcześnie rano wychodzi do pracy, nie pytając przy tym, co jej syn o tej porze robi na nogach, poczym przechodzi do kuchni by zrobić sobie coś jedzenia. Ze śniadaniem idzie do salonu, w którym włącza telewizor na poranne wiadomości. Nie zwraca na nie jednak zbyt dużej uwagi, bo ponownie przenosi się do tamtego lata. 



Harry od zawsze lubił deszcz. Lubił spacery w nim. Szczególnie lubił je, kiedy w dłoniach trzymał kubek z herbatą bądź kawą. Rozkoszował się ciepłem płynącym z napoju, ciesząc się chłodem powietrza. Lubił te przeciwieństwa, które dla niego tworzyły coś niesamowitego. Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na placu zabaw, na którym wszystko się zaczęło. Na pamiętał drogi którą tutaj przyszedł, ale pamiętał ławkę, na której siedział. Bez problemu usiadł na mokrym drewnie, pozwalając mu zmoczyć parę szarych dresów, w które był ubrany. Powoli zamoczył usta w napoju, pozwalając ciepłu wypełnić swoje płuca, kiedy poczuł lekkie klepnięcie w plecy. Niepewnie spojrzał w tamtą stronę, spotykając najbardziej niezwykłe niebieskie tęczówki, jakie kiedykolwiek widział. Błękit z domieszką szarości. Kombinacja tak niezwykła, że aż cudowna. Małe dzieło, spowodowane odpowiednim wymieszaniem się genów. Louis uśmiechał się do niego ciepło, znowu siadając obok niego, bez słowa. Milczeli. Żadne z nich nie mówiło, ani słowa, dopóki Harry po wzięciu łyku napoju, nie przerwał jej, wypowiadając dwa słowa: 

- Jestem Harry. 

- Miło mi cię poznać, Harry – Louis uśmiechnął się do niego ciepło, wyciągając przed siebie mokrą dłoń. – Poznanie twojego imienia, zajęło mi tylko sześć dni. 

- Miałem nadzieje, że więcej cię nie spotkam – przypomniał mu, stawiając kubek po swojej lewej stronie. – Nie zdawałem sobie sprawy, że wiecznie uśmiechnięty chłopak, wyjdzie na deszcz. Nie wyglądasz mi na takiego. 

- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Harry – zauważył szatyn, uśmiechając się do niego. 

Miał rację, nie wiedział, ale nikt nie zabronił mu ich poznać. Ten dzień spędzili razem. W strugach deszczu, pomimo braku słońca, w niskiej temperaturze opowiadali o sobie różne rzeczy; ciekawe, nudne, znaczące, nieważne. Wymieniali się ulubioną muzyką, filami, książkami, grami wideo. Poznawali siebie. Z czasem całkiem nieświadomie wplątując w rozmowę słowa takie jak: mój przyjacielu, dobry kolego, młodszy bracie. Nim się obejrzeli, stali się dla siebie kimś ważnym, chociaż nie minęła nawet doba, do przedstawienia Harrego Louisowi. Stali się dla siebie bratnimi duszami, chociaż nie czuli tych irytujących motylków w brzuchu, czy ściśniętego żołądka. Rozumieli się jak nikt dotąd. Odszukali swoją drugą połowę duszy, którą zgubili przy narodzinach. 

Wakacyjna miłość zaczęła się i nic nie zapowiadało tego, by miała się skończyć. 



Harry nie orientuje się, kiedy zaczyna płakać. Czy było to na wspomnieniu, gdy drżącym głosem powiedział mu swoje imię? Czy może w momencie, kiedy dłoń Louisa złapała jego, gdy w strugach deszczu przemierzali uliczki w poszukiwaniu schronienia? Nie wiedział, nie znał odpowiedzi i to go bolało. Chciał znać odpowiedzi na zadane pytania. A najbardziej to chciał wiedzieć, co teraz robi Louis. Louis, chłopak, który prosił go by o nim nie zapomniał. By wciąż go pamiętał. 



- Nie obiecuj, że będziesz dzwonić, Harry. Nie obiecuj, że napiszesz. Po prostu obiecaj mi, że nie zapomnisz o tych chwilach, dobrze? 

- Dla mnie zawsze będziesz moją wakacyjną miłością, Louis – odpowiedział mu. 



Kiedy Harry wciąż siedzi w salonie i próbuje otrzeć łzy wspomnień, słyszy dzwonek do drzwi. Nie podnosi się z miejsca. Ma wrażenie, że za drzwiami zastanie listonosza z kolejnymi listami poleconymi, przypominającymi o zapłacie rachunków. Nie chce by mama je widziała, by znowu płakała, że nie mają jak żyć. Nie chce czuć się powodem jej żalu. Nie chce jej pocieszać. Nie umie tego robić. Więc Harry siedzi na miejscu, pociągając nosem, pozwalając kroplom spadać na dywan. Nie słyszy kiedy drzwi się otwierają, a do środka ktoś wchodzi. Nie czuje obecności nieproszonego gościa, do chwili, kiedy ten ktoś nie dotyka jego ramienia, na co Harry nieznacznie podskakuje, zaraz jednak rozpoznaje dotyk. Niepewnie odwraca głowę, dokładnie w ten sam sposób, co w dniu, w którym mu się przedstawił. Szatyn patrzy na niego przez chwilę, poczym bez słowa siada obok niego. 

Nie wiedzą jak długo trwają w ciszy. Nie ma to dla nich żadnego znaczenia. Siedzą obok siebie, ramię w ramię, oddychają tym samym powietrzem, znajdują się w tym samym pomieszczeniu. Żaden z nich nie mówi, jak bardzo tęsknił. Jak bardzo się bał, że już więcej naprawdę się nie spotkają. Jak mocno bolały ich wspomnienia. Nie muszą tego mówić. Oboje doskonale to wiedzą. Są w końcu swoimi bratnimi duszami, prawda? 

Swoją wakacyjną miłością.

3 komentarze:

  1. No to się nazywa zaskoczenie... Postanowiłam sobie w końcu przeczytać twojego shota, którego już od wieków miałam otwartego w jednej z zakładek... Przeczytałam, poryczałam się jak głupia, chcę napisać komentarz, a tu szok. Rzeczywiście lubisz zmiany...
    Bardzo mi się podoba sposób w jaki przeplotłaś wspomnienia z teraźniejszością. Czytałam i od samego początku zastanawiałam się, po co czytam, skoro pewnie się źle skończy... A tu zaskoczenie ;) "Harry nie orientuje się, kiedy zaczyna płakać..." Ja wiem dokładnie kiedy ja zaczęłam. Właśnie przy tych słowach... I wyłam jak głupia aż do momentu, w którym zamarłam zaskoczona po nieudanej próbie zostawienia komentarza ;) Musiałam mieć ciekawy wyraz twarzy, bo Alex wciąż nie może się przestać śmiać ;)
    Życzę wam obu wielu pomysłów i czasu, by je zrealizować...
    Pozdrawiam

    @KateStylees

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, co napisać. Nigdy nie byłam "shipperką" Larry'ego, ale jeszcze kilka takich shotów i to się zmieni :)
    Naprawdę fajnie napisane, lubi takie formy mieszania teraźniejszości z przeszłością. Aż się chce więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne płakać mi się chcę , pozdrawiam =^.^=

    OdpowiedzUsuń