środa, 8 maja 2013

[5] Wesołych Świąt, elfy!





Tytuł: Merry Christmas, elves! (Wesołych Świąt, elfy!)

Autorka: @matrioszkaa

Bohaterowie: Liam Payne, Louis Tomlinson, Zayn Malik, Niall Horan, Harry Styles itp.

Gatunek: Humor

Ilość słów: 2 466

Ilość stron: 8

Opis: Święta z One Direction.


***


W powietrzu unosił się zapach czekoladowo-orzechowych ciasteczek z cynamonem, które z wielkim zapałem piekł Harry, w swoim małym królestwie – jak lubił mówić na małą, wąską kuchnię, nieopodal drzwi frontowych. Ja w tym czasie, bez skutecznie próbowałem rozwiązać długi złoty łańcuch, który miałem zamiar powiesić na rozłożonym już drzewku. Zawsze to moje siostry zajmowały się dekoracją choinki, ja wolałem robić coś, czego bym nie przypalił, nie potłukł, czy nie zniszczył. Wychodziło na to, że zajmowałem miejsce na kanapie i oglądałem świąteczne filmy, które akuratnie puszczali, jednym uchem słuchając śmiechu sióstr, a drugim nasłuchując krzątania się mamy po kuchni. Ona i Harry umieli się dogadać. Wymieniali się przepisami na kolejne dziwne dania, które mimo obcobrzmiących nazw, smakowały wyśmienicie. Cieszyłem się, że mój chłopak i mama zaprzyjaźnili się. Zależało mi na tym, jak na niczym innym.

Jęknąłem z frustracji kiedy mieniąca się w świetle lampy, choinkowa ozdoba za nic nie chciała mi ulec, plącząc się jeszcze bardziej, w efekcie czego siedziałem po turecku, niemalże się dusząc przez ten cholerny łańcuch, który znikąd owinął się wokół mojej szyi. Usłyszałem radosny śmiech mojego towarzysza.

- Wyglądasz jak siedem nieszczęść, Louie – powiedział, powoli do mnie podchodząc. – Powinieneś ubierać choinkę, a nie siebie – zauważył, pomagając mi się wyplątać z morderczego łańcucha. – Niedługo przyjdzie reszta, a choinka nadal nieubrana, chociaż łakocie już się pieką.

- Czy ktoś tu wspominał o łakociach?! – zawołał wesoło Niall, który pojawił się u nas, tak na serio, znikąd. – O! Louis, nowy krzyk mody? – zapytał, ze szerokim uśmiechem wyciągając z pudełek kilka złotych bombek, które powiesił na drzewku.

- Niall, skąd ty się tutaj wziąłeś? Jest dopiero czwarta, do kolacji jeszcze dwie godziny. Poza tym, mieszkanie było zamknięte – zauważył Harry, wstając z klęczek, opierając dłonie o biodra. Wyglądał słodko, kiedy chciał się czegoś dowiedzieć.

- Dałeś mi klucz, zapomniałeś Hazz? – puścił mu oczko, nie przerywając ubierania drzewka. - Nie umiałem wysiedzieć w domu. Mama od rana, chyba z milion razy zapytała się mnie, czy jestem pewien, że nie idę z nimi na Wigilię do ciotki. Miałem dość, więc wyszedłem. Jesteście bardzo źli? – zapytał, zatrzymując dłoń kilka centymetrów od gałązki, na której miał zamiar powiesić aniołka.

- Nie, Nialler – zapewnił go Harry, kładąc mu dłoń na ramieniu, szczerząc się do niego, jakby co najmniej się czegoś nawdychał – nie mogę cię jednak wpuścić do kuchni, bo wówczas nic nie zostanie dla reszty. Sam rozumiesz, że będziesz musiał siedzieć tutaj z tym ciamajdą.

- Hej! Ta ciamajda tutaj siedzi i wszystko słyszy – oburzyłem się, zakładając dłonie na klatkę piersiową, niczym obrażona dziewczyna, która nie dostała wymarzonego prezentu. Harry wraz z Niallem, zamiast się mną, w jakikolwiek sposób, przejąć zaczęli się śmiać w niebogłosy. – Miło.

- Kocham was, wariaty! – zawołał Niall, porywając nas do niedźwiedziego uścisku. – Ale poważnie, Hazza, mógłbyś się podzielić czymś smacznym, bo nawet obiadu nie jadłem.

- Tylko ty umiesz zniszczyć tak piękną chwilę – powiedział Harry z niedowierzaniem w głosie, kręcąc przy tym głową. – Zostawiam was z tym jakże wielkim wyzwaniem. Mam nadzieje, że mimo wszystko sobie z nią poradzicie.

- Louis, pokażmy mu, że nie jesteśmy tacy beznadziejni, okej? – rzucił wesoło Niall, z innego pudełka wyciągając błyszczącą gwiazdkę. – Chcesz ją umieścić na czubku, czy ja mam to zrobić?

- A chcesz, żebym potłukł to wszystko, co właśnie powiesiłeś? Nie bądź głupi.

- Louis, Louis – Niall pokręcił głową, wciskając mi w dłonie gwiazdę, uśmiechając się szeroko, dając mi tym do zrozumienia, że we mnie wierzy. Niedowierzająco pokręciłem głową, powoli podchodząc do choinki, która okazała się być niewiele wyższa ode mnie. Westchnąłem, wyciągając ręce do góry, by wsadzić gwiazdkę na sam czubek drzewka. – No i świetnie sobie poradziłeś, Tommo! – Niall wesoło klasnął w dłonie, porywając mnie w mocny uścisk, od którego niemal się dusiłem.

- Puszczaj mnie wariacie – jęknąłem, czując jak blondyn powoli miażdży mi żebra.

- Coś mi się wydaje, że jeszcze nie poczułeś magii świąt – zaczął z niewinnym uśmiechem, wieszając bombkę z flagą Irlandii, dłużej zawieszając na niej wzrok – ja zawsze na święta z rodziną wychodziłem do pubu. Siedzieliśmy tam dopóki właściciel nie zdecydował o jego zamknięciu. Było miło. Opowiadaliśmy jakieś wesołe historie, oglądając przy tym filmy, które puszczano.

- Tęsknisz za tym? – zapytałem, pomagając mu dekorować choinkę, pozostałymi bombkami.

- Czas na nowe tradycje, Lou – uśmiechnął się szeroko, zakładając złoty łańcuch, który wcześniej próbował mnie udusić. Widząc go w jego dłoniach, cofnąłem się o dobre kilka kroków, nie zauważając na swojej drodze jednego z pudełek, przez które, kilka minut później leżałem jak długi na podłodze. – Wszyscy wiedzieliśmy, że Liam boi się łyżek, a Harry nożyczek, ale żebyś ty obawiał się łańcuchów? Niedorzeczność, jak dwie pierwsze fobie – w asyście swojego śmiechu, pomógł mi wstać z podłogi, bezpiecznie sadowiąc na kanapie, podając mi pilota. – Oficjalnie ogłaszam, że ubieranie choinki stało się dla ciebie sportem ekstremalnym.

- No wiesz! – oburzyłem się, chociaż tak naprawdę cieszyłem się, że Niall wyręczył mnie w tym. – Tak się odzywać do starszych? – miałem w planach się z nim chociaż trochę podroczyć, jednakże widząc jak blondynek rozbawiony kręci głową, dotarło do mnie, że z mojego droczenia się z nim nici.

- Aż tak bardzo się cieszysz ze swojego „oczka”, Tommo? – zapytał niedowierzająco Harry, który dołączył do nas z tacą, na której poustawiał kubki z aromatycznie pachnącą czekoladą, udekorowaną sporą porcją bitej śmietany. – Niall, dla ciebie porcja ekstra.

Jego źrenice rozszyły się, kiedy Hazza podał mu największy kubek, jaki mieliśmy w szafce z wielką porcją bitej śmietany, którą dodatkowo posypał czekoladą, oraz cynamonem. Spojrzałem na mojego chłopaka, który widząc jak Niall rozkoszuje się czekoladą, uśmiechnął się czułością. Dla nas wszystkich blondynek był jak dziecko, któremu poza słodyczami, Nando’s i filmów Disney’a do szczęścia nie potrzeba było nic więcej.

- Skoro choinka stoi w całości, nie ma potłuczonych bombek czy poplątanego łańcucha, wnioskuje, że to Niall ją ubrał. Idę dobrym tropem? – zapytał z uroczym uśmiechem, przez który miałem wielką ochotę go pocałować. Z drugiej strony, nie chciałem by Niall poczuł się w jakikolwiek zgorszony moim zachowaniem. Powstrzymywałem się. Ostatkami silnej woli, ale jednak. – No i jak, Niall? Smakuje ci?

- Jest rewelacyjne, Hazz! – odpowiedział wesoło, w buzi wciąż mając bitą śmietanę. – Powinieneś częściej mi coś takiego robić – dodał, oblizując sobie usta.

- Od razu się do nas wprowadź – zironizowałem, podciągając nogi pod brodę, opierając ją o kolana.

- Ty! To jest całkiem dobry pomysł! Ale byście musieli mi jakiś kącik zrobić, bo nie mam nawet najmniejszej ochoty słuchać waszych, dzikich krzyków. To demoralizujące – powiedział poważnie, kończąc swoją kawę. 

- A co wówczas zrobisz z Amy? – zapytał Harry z błyskiem w oku.

- Wprowadzi się razem ze mną – wzruszył niedbale ramionami, w tym samym momencie jego telefon dał, o sobie znać i nim chociażby zdążyłem mrugnąć, Niall wybiegł z mieszkania, w locie zakładając buty, co wyglądało naprawdę komicznie.

- Pewnie Amy zadzwoniła – odezwał się osiemnastolatek, mocniej się do mnie przyciskając. Odłożywszy na stolik kubek z czekoladą, przytuliłem go do siebie, składając na czubku jego loczków, słodkiego buziaka. – Dobrze mi tak, wiesz?

- Mi też nienajgorzej, Hazz – przyznałem, bawiąc się jego włosami, które były niezwykle miękkie i przyjemne w dotyku. Do tego zapach jego brzoskwiniowego szamponu do włosów, łaskotał mnie w nos, sprawiając, że miałem ochotę rzucić się na niego tu i teraz.

- Jest w porządku, nie powinniśmy nic zmieniać. Po co planować przyszłość, skoro można żyć chwilą? Nie chcę się martwić tym, co będzie jutro, pojutrze, w Sylwestra.

- Hazz? Co ciebie nagle wzięło na filozoficzne rozmyślania? – spytałem z niedowierzaniem, wpatrując się w wyraźnie skupioną twarz osiemnastolatka, który zaciskał dłonie na mojej koszulce. – Hej, młody, jest w porządku – odwróciłem go twarzą do siebie, chwytając jego twarz w dłonie, kciukami kreśląc kółka po policzkach – nie martw się na zapas, dobrze?

Chłopak pokiwał głową, składając na moich wargach subtelny, aczkolwiek pełen uczucia pocałunek. Nie potrzebowaliśmy rzucać się na siebie, penetrując swoje wnętrza, wystarczyło nam lekkie muśnięcie warg, by mieć pewność, że druga osoba jest obok nas i kocha całą swoją duszą. Wolałem usłyszeć rytmiczne bicie jego serca, niż przesadnie się z nim całować. Nie twierdzę jednak, że mógłbym obejść się bez pocałunków Harrego – nie są mi one potrzebne do szczęścia. Dopóki jest obok, wszystko jest dobrze.

Około szóstej przyszli pozostali, w tym Niall ze swoją partnerką, która wyraźnie się denerwowała. Widać było, że przy swoim chłopaku była pewniejsza, bo kiedy ten wyszedł z Harrym do kuchni, by powoli zacząć znosić wszystko to co, Hazza przygotował, nieznacznie się zgarbiła, wpatrując się w choinkę. Była ładna, nieśmiała, ale to tylko dodawało jej plusów. Może gdyby nie fakt, że byłem zdeklarowanym gejem, a dodatkowo miałem cudownego chłopaka, walczyłbym z Horanem o jej serduszko? Kątem oka na nią spojrzałem, kiedy nieznacznie podskoczyła pod wpływem niespodziewanego dotyku Nialla.

- Amy, wszystko w porządku? – zapytał z troską, kucając przed nią, łapiąc jej drobne dłonie w swoje, na jej wierzchu kreśląc kółka, które pewnie miały ją uspokoić.

Brunetka skinęła głową, posłując mu uroczy uśmiech, na widok, którego niebieskie tęczówki Nialla, zabłysły wesołym blaskiem. Kochał tą dziewczynę, równo mocno co ja Harrego, było to widać gołym okiem. Wystarczył jeden jej uśmiech, by i blondynek się śmiał. Byli dla siebie stworzeni. Po tylu nieudanych związkach Horana, cieszyłem się, że w końcu znalazł sobie kogoś, kto w równym stopniu odwzajemnia jego uczucia.

- Wiecie, że mnie tutaj nie powinno być, prawda? – zapytał Zayn, przebiegając spojrzeniem po twarzach pozostałych. – Jestem muzułmaninem i…

- Malik, każdy tak naprawdę ma w dupie twoje wyznania – mruknął Harry, stawiając na stół baraninę duszoną w jogurcie, którą wykonał specjalnie dla Zayna. – Cieszymy się, że przyszedłeś wraz z Perrie, która chociaż codziennie wyglądała olśniewająco, dzisiaj prezentuje się oszałamiająco. Powinnaś częściej ubierać czerwone ubrania, pasują ci do jasnych włosów, moja droga – puścił do niej oczko, uśmiechając się szerzej, kiedy na policzkach pojawiły się jej urocze rumieńce.

- No i Harry cholerny flirciarz Styles, znowu podrywał mi dziewczynę – powiedział wznosząc oczy ku niebu, całując swoją dziewczynę w czubek głowy. – Poważnie, Louie przypilnuj go, bo jeszcze mi ją zabierze.

- Zayn, ale ja się nigdzie nie wybieram – blondynka uspokoiła mulata, patrząc mu prosto w oczy, na co Malik wyraźnie odetchnął. – Harry pomóc ci w czymś?

- Najpierw mnie uspokaja, a teraz do niego leci.. – zironizował, włączając świąteczne piosenki, które zaczął śpiewać, tym samym rozruszając Amy, która się do niego dołączyła. Musiałem przyznać, że miała ładny głos. Niall wiedział, z kim się związać: on uwielbiał grać na gitarze, a ona ewidentnie śpiewać. Nie widziałem innego wytłumaczenia na jej zachwyconą minę, kiedy kolejne słowa wychodziły z jej ust. – Louis, czy przypadkiem to nie ty powinieneś pomagać Harremu w noszeniu tego wszystkiego, a nie Niall z Perrie? W końcu to twoje mieszkanie.

- A chcesz mieć dzisiaj kolację? – zapytałem, mimo wszystko podnosząc się z kanapy, na której siedziałem, od czasu kiedy Niall mnie na niej posadził.

W kuchni byłem zbędny. Do Harrego, Nialla i Perrie dołączyła Danielle, która weszła do niej chwilę przede mną, kiedy wraz z Liamem w końcu do nas przyszli, kiedy znaleźli odpowiednie miejsce parkingowe, odpowiadającym wymaganiom Payne’a. Co jak co, ale dla niego wszystko miało jakieś znaczenie, w tym właśnie odpowiednie zaparkowanie auta. Jednakże mimo tych wszystkich swoich dziwactw był dobrym przyjacielem i kochanym chłopakiem, przynajmniej tak mówi Danielle.

Do świątecznej kolacji usiedliśmy około ósmej, bo Harremu wciąż coś nie pasowało. A to danie było za zimne, a to coś nie dopieczone, a to sztućce źle ułożone i tak w kółko. Zachowywał się gorzej niż Liam, kiedy zobaczy łyżkę, czy Zayn, gdy ktoś popsuje mu fryzurę. Uspokoił się dopiero, kiedy mocno go przytuliłem, całując go w czubek głowy, prosząc przy tym by spokojnie policzył do dziesięciu, nie spiesząc się przy tym, bo będzie jeszcze gorzej.

- I co teraz? Mamy rzucić się sobie w ramiona, mówiąc sztuczne życzenia, po czym zajeść się do syta, otworzyć prezenty, zjeść jeszcze więcej i pójść do domu? – zapytał Zayn.

- Ty to umiesz popsuć magię świąt, kochanie – mruknęła z sarkazmem Perrie, nakładając swojemu chłopakowi baraniny. – Zamiast doceniać, że chłopcy tak się postarali, by to wszystko urządzić, ty kręcisz nosem, jakbyś miał w nim co najmniej tuzin much.

- Pezz.. wystarczy już tej baraniny. Czy ja naprawdę wyglądam jak Niall, który jest w stanie jeść za wszystkich? – spytał wyraźnie zmęczonym głosem, widząc jak blondynka ani myśli przestać nakładać mu potrawy. – Za co to? – spojrzał na swój talerz, na którym spoczęła połowa baraniny.

- Za takie gadanie, kotku – uśmiechnęła się do niego z czułością, przelotnie całując go w policzek – smacznego.

Jedliśmy, opowiadając sobie zabawne historie z naszego życia. Harry razem z Niallem wspaniałomyślnie podzielili się z pozostałą częścią ekipy z relacją z mojej nieudanej próby ubrania świątecznego drzewka, które tylko dzięki blondynowi może stać w całości w kącie pokoju i świecić dzięki lampkom, które kilka minut przed przyjściem gości, założył Harry. Atmosfera w naszym małym mieszkaniu odbiegała od tej typowo rodzinnej, do której każdy z nas był przyzwyczajony. Nie było dań, które pamiętaliśmy z naszych domów, a raczej ich mix. Ciekawy mix. Irlandzkie, brytyjskie i pakistańskie smaki idealnie się ze sobą łączyły, sprawiając, że nawet największy niejadek pewnie by się na nie skusił. Niall wyglądał na najbardziej zadowolonego ze wszystkich. Kosztowanie różnych potraw, było dla niego niezłą ucztą.

Czy w tym dniu tęskniłem za rodzicami? Naturalnie. Do dzisiaj nie wyobrażałem sobie innego sposobu na spędzanie świąt, niż z rodziną. Jednak miałem do nich dołączyć już jutro; podobnie jak pozostali.

- Louis, siedzisz pod jemiołą. Wiesz, co to oznacza? – z rozmyślań wyrwał mnie zadowolony głos Harrego, który dochodził do mnie zza moich pleców. Odwróciłem głowę w jego kierunku, podążając wzrokiem ponad nim. Wysoko nad swoją głową trzymał gałązkę jemioły, którą wymachiwał we wszystkie strony, sprawiając, że kilka drobnych igiełek pospadało na podłogę. – Musisz mnie pocałować – dodał poważnie, widząc moją minę.

Powoli, z udawaną miną męczennika, podniosłem się z miejsca. Pierw spojrzałem na Harrego, który nie przestawał się szczerzyć, a następnie na gałązkę, która z każdym kolejnym gestem Hazzy stawała się być coraz bardziej łysa. Przez to, że chłopak był wyższy ode mnie, o dobre kilkanaście centymetrów, musiałem stanąć na palcach. Lekko musnąłem jego wargi, odsuwając głowę do tytułu chcąc sprawdzić jego minę. Był wyraźnie niezadowolony, kiedy odrzucał jemiołę za siebie, by następnie przesunąć mnie bliżej siebie i chociaż w pomieszczaniu znajdowali się inni, wbił się we mnie łapczywie.

- Takie święta to ja mogę mieć codziennie – powiedział wesoło Harry, ostentacyjnie oblizując wargi, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Nie chcę wam psuć zabawy w wymienianie śliny, ale ktoś tutaj je – burknął wyraźnie zniesmaczony Zayn, wciąż męcząc się z baraniną. Obaj z Harrym wiedzieliśmy, że Zayn nie miał nic złego na myśli. Był tolerancyjny, po prostu chciał się z nami podroczyć.

- Jak pies je, to nie szczeka, bo mu miskę zabiorą – ogryzł się mu Harry.

- Chcesz to zabierz to, ja już więcej nie zmieszczę.

- Nic z tego, Zayn – odezwała się słodko Perrie – masz zjeść to wszystko. Inaczej nie pojedziesz do domu.

- Wredne.

- Wesołych świąt, elfy! – krzyknął niespodziewanie Niall, który z zaskoczenia zrobił nam kilka zdjęć. – Kocham was, to moje najlepsze święta!

- I moje też, Niall – odpowiedziałem do niego, uśmiechając się do niego szeroko.

1 komentarz:

  1. Jeeeej aż mi się wszystkie święta Bożego Narodzenia przypomniały. :D

    OdpowiedzUsuń