środa, 8 maja 2013

[9] Przepraszam, Niall.




Tytuł: 
I’m sorry, Niall. (Przepraszam, Niall.) 

Autorka: @matrioszkaa

Paring: Nouis Horanson (Louis Tomlinson i Niall Horan)

Epizodycznie: Harry Styles

Gatunek: Romans/Dramat

Ilość słów: 1 393

Ilość stron: 7

Opis: Niall i Louis byli przyjaciółmi. Niall zostawił Louisa. Teraz on próbuje się pozbierać.


***

           

Nienawidzę cię. 

Dwa słowa. 

Nie cierpię cię. 

Trzy słowa. 

Nie chcę cię znać. 

Cztery słowa. 

Beznadziejny z ciebie jest przyjaciel. 

Pięć słów. 

Ufałem ci, a ty mnie zawiodłeś. 

Sześć słów.



Przepraszam, Niall.

            

Niestety nigdy więcej nie usłyszysz tych słów. 

Nigdy więcej nie powiem Ci, jak bardzo Cię przepraszam za swoje zachowanie. 

Nigdy więcej nie powiem Ci, że byłeś dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem. 

Nigdy więcej nie powiem Ci, że kochałem Cię na swój własny pokręcony sposób. 

Nigdy więcej nie powiem Ci, że dla mnie byłeś wszystkim. 

Nigdy więcej nie zobaczę, Twoich radosnych niebieskich oczu. 

Nigdy więcej nie zobaczę, Twojego uśmiechu. 

Nigdy więcej nie usłyszę, jak grałeś na gitarze. 

Nigdy więcej nie zobaczę, jak grasz w piłkę nożną. 

Nigdy więcej nie zagramy razem w gry video. 

Nigdy więcej nie zobaczymy razem filmu. 

Nigdy więcej nie pojedziemy razem do szkoły. 

Nigdy więcej nie przeproszę Cię za swoje zachowanie. 



Przepraszam, Niall. 



Telefon. 

Nie odebrałem, bo i po co? 

Przecież to nie ty dzwonisz, żeby poinformować mnie, że spóźnisz się kilka minut. 

Nie twój głos usłyszę, z przejęciem informujący mnie, że za godzinę twoja drużyna rozegra mecz z zespołem z innej dzielnicy i natychmiast potrzebujecie kogoś do ataku, bo akurat Steve się rozchorował. 

To nie ty, chcesz mi zrobić poranną pobudkę, nim zadzwoni budzik, wygrywający twoje znakomite solo na gitarze, które nagrałem kilka miesięcy temu, gdy chwaliłeś się przede mną swoimi umiejętnościami. 

Nie ty, zaśpiewasz mi fragment „Stereo heart” by poprawić mi humor po zawalonym teście z algebry. 

Ty już do mnie nigdy więcej nie zadzwonisz. 



Przepraszam, Niall. 



Niechętnie sięgnąłem po urządzenie, które w moim mniemaniu leżało pod poduszką. Nie znalazłem go tam jednak. Rękę opuściłem poza krawędź łóżka, na oślep szukając aparatu, z którego tylko wzmacniał się dźwięk znienawidzonej melodii. W końcu natrafiłem na niego, w tym samym momencie, kiedy dzwoniący postanowił zakończyć połączenie. Mocniej zacisnąłem powieki, starając się wyciszyć dźwięki, które dochodziły do mnie zza cienkich ścian mojej kawalerki. Gdzieś na podwórku dało się słyszeć szczekanie psa, śmiech dzieci sąsiadów, które zapewne zmierzały do szkoły. W mieszkaniu obok ktoś właśnie brał prysznic; dokładnie słyszałem dźwięk lecącej wody. 

Telefon znowu dał o sobie znać. Tym razem trzymając go w dłoni, podniosłem go niechętnie, nacisnąłem jak sądziłem zieloną słuchawkę, by następną rzeczą jaką zarejestrował mój nadal śpiący mózg, był głos Harrego.    

- Louis, powiedz mi, że nie leżysz w łóżku, kiedy zegarek wskazuje już drugą popołudniu. 

- Nie, siedzę na wykładzie z fizyki kwantowej i obserwuje długą, kraciastą spódnicę psorki – sarknąłem, z bólem w zatokach otwierając oczy. – Chcesz czegoś? 

- Owszem, chcę cię wyciągnąć z mieszkania. Kawa i tost w barze pod twoim blokiem czy mam się władować ci do mieszkania? 

- Nie mam zamiaru nigdzie wychodzić, Styles – mruknąłem, ciężko ziewając, kiedy Harry rzucił jeszcze, że pojawi się u mnie za dokładnie dwadzieścia minut i będzie lepiej, jeśli sam otworzę mu drzwi. W przeciwnym wypadku nie ręczy za siebie, jeśli z pełnymi rękami, będzie musiał grzebać w torbie w poszukiwaniu dorobionego kompletu kluczy, które łaskawie mu zrobiłem. – Ta, no jasne. To cześć. 

Nim Harry zdążył mi cokolwiek odpowiedzieć, rzuciłem telefonem o podłogę. 

Styles nie był zły. Chociaż nie, był irytujący i narzucał się zawsze, dopóki nie uzyskał tego, czego pragnie. Musiał dostać to, co chciał, inaczej stawał się nieznośny. 

Ty, Niall, byłeś inny. Zupełnie inny. Nigdy się nie narzucałeś. Byłeś oddanym, lojalnym przyjacielem, z beztroskim spojrzeniem na świat, milionem pomysłów na przyszłość, ze szczerością wymalowaną na twarzy. Zawsze byłeś dla nas, swoich przyjaciół. Nigdy nie mówiłeś otwarcie, o swoich problemach, co nieraz było dla nas nie do wytrzymania, ale ty nie chciałeś tego zmieniać; nie chciałeś nas martwić. 



Przepraszam, Niall. 



Harry pojawił się w moim mieszkaniu dokładnie osiemnaście minut i czterdzieści sześć sekund później z tekturową podstawką, na której stały dwie duże kawy z Starbucks, oraz z papierową torebką, którą trzymał w drugiej dłoni. Bez słowa zabrałem od niego jeden z kubków, nie interesując się zbytnio tym, co miał w torbie. Chciałem w spokoju wypić z nim tą cholerną kawę, mając nadzieje, że nie zacznie męczącego tematu, a następnie pożegnać go z najszerszym udawanym uśmiechem na jaki będzie mnie stać, by jak najszybciej wrócić do łóżka. 

Chciałem wrócić do snów, w których znów widziałbym Ciebie, Niall. 

- Nie słuchasz mnie – usłyszałem pełen wyrzutu głos Harrego. Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem, bawiąc się pokrywką, którą zdjąłem z tekturowego kubka. – Jesteś cieniem samego siebie, Louis. To nie jest normalne. 

- A to, że Niall wącha od spodu jakieś irlandzkie zielsko, jest normalne? – zakpiłem, odstawiając z hukiem kubek na drewniany blat. – To dopiero jest nie fair, Styles. 

Zamilkł. 

Ty też milczałeś kiedy ktoś trafił w Twój czuły punkt. 

Milczałeś, kiedy oglądaliśmy film. 

Milczałeś, kiedy wsłuchiwałeś się w mój głos, gdy udawałem, że umiem śpiewać. 

Milczałeś, gdy tuląc mnie do swojego boku, uspokajałeś mnie ciszą. 

Przepraszam, Niall. 



- Chodźmy do klubu, Louis – powiedział nagle, ściągając mnie na ziemię. 

- Klubu? Nigdzie nie pójdę, Hazz – mruknąłem cicho, nachylając się nad stolikiem. 

- Dlaczego nie? Zamierzasz całe życie przesiedzieć tutaj? W tej kawalerce na dziewiątym piętrze, słuchając narzekań sąsiadów, płaczu dzieci czy ujadania psa? Nie żartuj sobie ze mnie, Tomlinson. Wątpię czy właśnie tego chciałby Niall. 

- Nie wymawiaj jego imienia, Harry – poprosiłem żałośnie, zaciskając palce na kubku. 

- Dlaczego nie? Byliśmy przyjaciółmi, Louis. Ty, On, ja, Liam, Zayn. Łączyło nas coś wielkiego. Coś niezwykłego. On do samego końca, nie zapomniał, kim dla Niego byłeś. 

- Zdrajcą – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. 

- Nie, Louis. Nie byłeś zdrajcą – zaprzeczył. – Gdybyś nim był, nie próbowałbyś mu tego wyjaśnić. Nie pojechałbyś do niego w środku nocy. Do samego końca, zależało ci na nim i było to widać, więc nie mów, że jesteś zdrajcą, Louis. 

- Gdybym nim nie był, nie powiedziałbym tych wszystkich słów, Styles. Nie powiedziałbym mu, że… - nie byłem w stanie wymówić tych słów na głos. – Jestem słaby. 

Harry bez słowa przyciągnął mnie do siebie, wzdychając przy tym. Byłem dzieckiem, w ramionach mojego opiekuna. Bezbronny, kruchy, delikatny. Mocno zacisnąłem palcem na koszulce chłopaka, łapczywie wciągając powietrze, w którym unosił się jego delikatny zapach. Chciałem zapachu, ale tego Niallowego. 



Twój zapach zawsze otaczał mnie, kiedy wracałem do domu. Lubiłem mówić, że to nasz dom, chociaż nie mieszkałeś tutaj na stałe. Mieszał się z odświeżaczem powietrza, który przenikał przez drzwi od łazienki, łaskocząc mnie w nos. 

Kochałem tą cynamonową nutę z pomarańczą, która powstawała za każdym razem, kiedy piekłeś ciasto, dodając do niego mnóstwo spożywczych zapachów. 

Lubiłem, kiedy spryskiwałeś się swoimi ulubionymi perfumami. Wówczas przytulanie się do Ciebie, było jeszcze przyjemniejsze. 

Tęsknię za Twoim zapachem, Niall. 

Proszę, wróć do domu, kochanie. 



Przepraszam, Niall. 



Nie poszedłem z chłopakami do klubu. Nie chciałem psuć im zabawy, swoim podłym humorem. Usiadłem w Jego starym pokoju, z butelką, a właściwie butelkami, Jego ulubionego piwa. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Jego dwie gitary. Jedna beżowa, na której uczył mnie grać. Druga-czarna; to właśnie na niej grywał najczęściej w Londyńskich lokalach, kawiarniach czy klubach muzycznych, chcąc zarobić na nasz czynsz. Kochał muzykę, mocniej niż cokolwiek innego. Kochał ją tak mocno, że w przyszłości chciał być muzykiem. Albo gitarzystą w jakimś zespole. 

Twoja dusza, była z nut utkana, Niall. 

Twoje serce nie pompowało krwi, ale muzykę. 

Twój organizm składał się ze stu procent muzyki. 

Każdy dzień zaczynałeś od zagrania prostego akordu; każdy dzień kończyłeś tak jak go zaczynałeś, denerwując tym nie tylko sąsiadów, ale i mnie. 

Ale wówczas uśmiechałeś się i cała moja złość na Ciebie, wyparowywała. 

Wiedziałeś, jak do mnie podejść, bym Ci wybaczył. 

Wiedziałeś, co powiedzieć, bym przestał się denerwować. 

Umiałeś pocieszać, dlatego tym bardziej Cię: 

Przepraszam, Niall. 



- Zostawiłeś mnie tam, Louis. 

- Tak mi przykro, Niall. 

- Gdyby było ci przykro, nie odszedłbyś. 

- Niall.. 

- Zostaw mnie, Louis. Zrób to samo, co kilka godzin wcześniej. 

- Nie mogę. 

- Zrób to, Tomlinson. To rozkaz, do cholery. 

- Jeśli tego właśnie chcesz… 

- Chcę. 



Przepraszam, Niall. 



Usłyszałem dźwięki gitary. Tak realistyczne, jak realistyczna może być muzyka w moim stanie ukojenia. Siedem pustych butelek po piwie, walały się po podłodze, niszcząc porządek, jaki w nim panował, nim tutaj nie wszedłem. Akordy gitary przybrały na sile, zupełnie tak jakby gitarzysta siedział tuż obok mnie. Rozejrzałem się na boki, jakbym sam siebie chciał upewnić, że nikogo tutaj nie ma. 

Grałeś zawsze, kiedy się nudziłeś. 

Grałeś, by nie wypaść z prawy. 

Grałeś, by poprawić mi humor. 

Grałeś, bo lubiłeś. 

Grałeś dla naszych serc. 

Grałeś, bo mnie kochałeś, a ja Ciebie zraniłem. 



Przepraszam, Niall. 



Wybaczam Ci, Louis…

3 komentarze: